W ostatnim czasie w różnych mediach coraz częściej pojawia się informacja, że Ministerstwo Cyfryzacji planuje utworzenie Centralnego Rejestru Domen Zakazanych. Niektórzy uważają to za kolejny krok do cenzury Internetu, a niektórzy (głównie przedsiębiorcy) za niezły pomysł. Dlaczego tak jest i czy taki rejestr jest potrzebny?
Od pewnego czasu obowiązuje ustawa hazardowa – w ramach której został utworzony Rejestr Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą, prowadzony przez Ministerstwo Finansów. Rejestr też służy do blokowania dostępu do stron internetowych, które oferują gry hazardowe w rozumieniu tej ustawy i nie posiadają odpowiedniego certyfikatu do prowadzenia takich gier na terenie Polski. Zamysłem tej ustawy było zmniejszenie hazardu w Polsce oraz trzymanie ręki na tym kto na tym zarabia i odprowadza podatki w Polsce. Czy się udało – to już odpowiedzcie sobie sami.
Po co w takim razie Centralny Rejestr Domen Zakazanych? Według Ministerstwa Cyfryzacji o taki rejestr proszą przedsiębiorcy, którzy są zobowiązani do blokowania stron internetowych w oparciu o polskie prawo. Utworzenie jednego miejsca, w którym znajdowałyby się domeny do blokowania ułatwiłoby taki proces przedsiębiorcom, musieliby integrować się tylko z jednym rejestrem a nie kilkoma i zmniejszyłoby koszty obsługi. Z tego punktu widzenia jest całkowicie sensownym to, aby taki rejestr powstał – wszystkim ułatwiłoby to współpracę z takim rejestrem – przedsiębiorcom, bo integrowaliby się tylko z jednym systemem, użytkownikom – nam łatwiej byłoby przeglądać wszystko w jednym miejscu oraz samej władzy – do utrzymania jeden system, jedne procedury do różnych potrzeb.
Gdzie jest więc problem? Tkwi w tym, że gdyby powstał taki rejestr, istniałaby techniczna możliwość blokowania stron i cenzurowania Internetu przez aparat Państwa. Obecnie po dodaniu wpisu do takiego rejestru firmy świadczące usługi Internetu mają 48 godzin na zastosowanie odpowiednich filtrów. Owszem – musiałoby powstać prawo, które pozwalałoby na takie działania i my, obywatele na pewno nie zgodzilibyśmy się na dowolną cenzurę według upodobania władz. Ale można stworzyć np. dedykowaną ustawę przeciwko pedofilii i wszystkie strony, które je zawierają automatycznie wrzucać to takiego rejestru. Cel zaszczytny i wydaje się że rozsądny, ale gdyby w takiej sytuacji ktoś niemiły wrzucił w komentarzu do tego wpisu link czy zdjęcie to takiej treści, to władza miałaby przecież prawo do kompletnego zablokowania tego bloga. A takich osób, które umieszczały różne niedozwolone treści na stronach byłoby na pewno więcej – i zapewne o dziwo na takich stronach, które nie są do końca zgodne z ideą władzy w danym czasie.
Czy więc taki rejestr powinien powstać? Moim zdaniem jak najbardziej tak, aby obniżyć koszta jego prowadzenia dla rządu jak i dla przedsiębiorców – ale pod warunkiem, że domeny umieszczane w takim rejestrze musiałby najpierw przejść przez sito organizacji niezwiązanych z Państwem oraz każdy przypadek musiałby mieć kompletne i całkowite uzasadnienie – oraz aby właściciel strony przed dodaniem jego strony do takiego rejestru był poinformowany i miał szansę na wyprostowanie sprawy. Wtedy taki rejestr miałby szansę działać, gdyby blokował tylko to co faktycznie jest niezgodne z prawem, a wolność Internetu byłaby niezachwiana. Bo pornografii dziecięcej nie chciałbym nigdy spotkać w Internecie.
Ostatecznie w tej sprawie wyraziło się Ministerstwo Cyfryzacji, które z pomysłu się wycofuje:
Nie będzie centralnego rejestru domen zakazanych
Rejestr taki nie powstanie. Propozycja jego utworzenia była odpowiedzią na postulaty przedsiębiorców telekomunikacyjnych. W związku z tym, iż pojawiły się propozycje, by prócz nielegalnych stron hazardowych blokować również strony handlujące środkami niedozwolonymi takimi jak np. dopalacze ministerstwo zaproponowało techniczne rozwiązanie na wypadek, gdyby propozycje te zostały przyjęte.
Rejestr miał działać na zasadzie podobnej jak już funkcjonujący rejestr prowadzony w oparciu o przepisy tzw. ustawy hazardowej. Miało to być techniczne rozwiązanie upraszczające proces weryfikacji, a jego celem miała być minimalizacja kosztów po stronie przedsiębiorców telekomunikacyjnych. Mogliby oni sprawdzać rejestr w jednym, a nie kilku miejscach. Ewentualne blokady miały następować dopiero na skutek decyzji uprawnionych do tego organów i tylko na podstawie przepisów ustawowych.
Intencją ministerstwa nigdy nie było jakiekolwiek ograniczanie wolności Internetu. Do wszelkich tego typu pomysłów Ministerstwo Cyfryzacji zawsze podchodziło i podchodzi krytycznie. Wszelkie sugestie, że utworzenie rejestru miałoby służyć jakiejkolwiek formie cenzury Internetu były więc daleko idącą nadinterpretacją i nadużyciem.
Ostatecznie po analizach, a także z uwagi na fakt, że propozycje ewentualnego blokowania niektórych stron nie zostały przyjęte, Ministerstwo Cyfryzacji odstępuje od propozycji tworzenia rejestru.
A Wy co uważacie na ten temat? Podzielcie się swoimi uwagami w komentarzach!